Forum www.darkhunterfans.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<    FanFick   ~   Koniec początkiem - HP - [M]
Masquerade
PostWysłany: Nie 16:49 , 25 Mar 2012 
Matka Przełożona

Dołączył: 01 Sty 2012
Posty: 2269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z majtek Savitara
Płeć: Łowczyni


Drarry, czyli HP/DM

Autor: moi
Beta: auto, mam nadzieję, że mimo wszystko tragedii nie ma.
Paring: HP/DM powiedzmy


Koniec początkiem



Harry spojrzał w nocne niebo, gdzie wciąż wił się Mroczny Znak. Usiadł pod ścianą Wieży Astronomicznej, opadał z sił i wiedział już, że przegrał. Zamknął oczy, a wspomnienia powróciły jak bumerang – Snape z zimną krwią mordujący dyrektora, jedynego człowieka, któremu Harry ufał, dzięki któremu czuł, że to wszystko ma sens, że ma tyle siły, by ocalić świat. Pod przymkniętymi powiekami zamajaczyła mu twarz Dumbledore’a, zupełnie obojętna, pełna zrozumienia i ulgi. Jakby doskonale wiedział, co się wydarzy, jakby sam to zaplanował. Ta wizja co noc nawiedzała go w snach. Harry był wściekły na Dumbledore’a, że pozwolił pokonać się w tak łatwy sposób, bez żadnej walki. I to w dodatku z ręki Snape’a! Dyrektor mu ufał, zawsze to podkreślał, mówił, że profesor jest mu zupełnie oddany. Harry chciał krzyczeć. Często w dormitorium wtulał głowę w poduszkę i krzyczał tak mocno, że spod zaciśniętych powiek zaczynały płynąć łzy. Tak bardzo nienawidził tych chwil, kiedy potrzebował rozmowy i jednocześnie wiedział, że nikt poza dyrektorem by go nie zrozumiał.

Zastanawiał się, co powiedziałby Dumbledore, gdyby zobaczył jego wyniki z końcowych egzaminów. Poszło mu lepiej niż kiedykolwiek, starał się, chciał być dobrym czarodziejem. Dla rodziców, dla Syriusza, dla wszystkich, którzy w niego wierzyli. Wiedział, że byliby z niego dumni. Czy ktokolwiek podejrzewał, jak Harry będzie spędzał koniec siódmego roku w Hogwarcie? Wszyscy mieli nadzieję, że pogłoski o Voldemorcie rosnącym w siłę nie są prawdziwe, jednak on i jego przyjaciele nie mieli złudzeń. Wiedzieli, że tym razem to nie są tylko plotki i byli na to przygotowani. Ale teraz musieli radzić sobie sami.

I tak naprawdę najzabawniejszy w tym wszystkim był fakt, że spośród wszystkich osób, to właśnie przeklęty Malfoy wykazał się prawdziwą odwagą w obliczu sytuacji, z którą musiał się zmierzyć. Mimo że w oczach własnej rodziny był tchórzem, w przeciwieństwie do nich nie pozwolił Voldemortowi nad sobą zapanować. Harry i Draco mieli cały rok, żeby ze sobą porozmawiać, wyjaśnić wszystko, żeby dotarło do nich, że tak naprawdę cały ogrom rzeczy, które ich dzieliły, był tylko ich własnym wymysłem. Ślizgon też chciał walczyć przeciwko Czarnemu Panu i chociaż wiedział, że to będzie dla niego wyjątkowo niebezpieczne, nie wahał się. Sam obmyślił strategię, z którą Gryfon nie mógł się nie zgodzić, ustalili już wszystko – Harry miał zwabić Voldemorta, a Draco zadbałby o resztę. Wiedział, że mu się uda, musiał tylko pomyśleć o tym wszystkim, co Czarny Pan zrobił jemu i jego rodzinie, a wszystko będzie dobrze. Tak, był gotów. I kiedy przyszła pora, by uczniowie z domu Gryffindora i Slytherina nareszcie zjednoczyli siły i stanęli ramię w ramię w walce, Harry zabronił Draconowi wychodzić z ukrycia.

- Bo Złoty Chłopiec Gryffindoru musi wszystko zrobić sam, prawda?! Sława i chwała! Tylko to się liczy!
- Draco, ja…
- Zamknij się już!
- Posłuchaj, ja po prostu…
- Nie chcę tego słuchać, Potter! Mieliśmy… - Harry zamknął usta Ślizgona pocałunkiem. Tylko w ten sposób mógł wywalczyć kilka chwil względnej ciszy, by móc coś powiedzieć. Draco nie opierał się, czekał na ten moment tak długo… Dlaczego teraz? Dlaczego to wszystko nie mogło się wydarzyć, kiedy w Hogwarcie było spokojnie i bezpiecznie? Musiała zacząć się wojna, by odkryli siebie, a przecież wcześniej mieli tyle czasu. Szkoda, że zmarnowali go na walkę między sobą. Teraz to wydawało się śmieszne.

Harry odsunął się od chłopaka, oblizując wargi i łapiąc oddech. Jego oczy błyszczały.
- Draco, to nie twoja walka. – Uniósł dłoń, kiedy Ślizgon chciał zaprotestować. – Nie zniósłbym, gdyby ktoś jeszcze przeze mnie zginął. Pozwól mi mieć dla kogo walczyć. Muszę wiedzieć, że ktoś na mnie czeka. Proszę – wyszeptał i złapał blondyna za rękę.
- Nienawidzę cię, Potter – chłopak warknął przez zęby, a Harry wiedział, że go przekonał.

Gryfon kulił się pod ścianą. Tak bardzo chciał, żeby to wszystko nareszcie się skończyło, żeby mógł żyć tak, jak zawsze tego pragnął. Nie chciał się martwić i budzić się nocami pełen strachu o najbliższych. Pragnął wsiąść na Błyskawicę i polecieć gdzieś daleko, wiedząc, że nikt nie czyha na jego życie. Zagrać w quidditcha ze świadomością, że na trybunach nie siedzi ktoś, kto chce jego śmierci. Tak bardzo pragnął odetchnąć pełną piersią i poczuć spokój. Nie chciał dłużej zbawiać świata, nie chciał być Chłopcem, Który Przeżył, jedyne na czym mu zależało, to chociaż odrobina beztroski. Ale teraz siedział tu, w jednej z wież Hogwartu, panicznie się bojąc. Był sam, ale wiedział przecież, że pośród całej tej tragedii jest ktoś, kto na niego czeka, do kogo wróci po wszystkim i razem będą mogli zacząć od nowa. Strach był paraliżujący, ale siedząc tu i bojąc się, nie wywalczy lepszego życia dla siebie i innych. Wstał i odetchnął głęboko, czując, jak wypełnia go nowa siła. Zanim otworzył oczy, przywołał w myślach twarz Draco. Uśmiechał się psotnie i rumienił, jak wtedy, kiedy pierwszy raz powiedział Harry’emu, że tak bardzo mu na nim zależy. Gryfon ruszył przed siebie i wiedział, że może to zrobić.

Wyszedł z wieży wprost na zwały gruzu. W powietrzu unosił się pył, a przeraźliwa cisza wwiercała się w umysł. U dołu schodów Harry zobaczył pomarańczową plamę. Oddech uwiązł mu w gardle, a serce stanęło na chwilę, by za chwilę zacząć tłuc się w piersi jak oszalałe. Krew uderzyła mu do głowy, a adrenalina wystrzeliła w żyły. Zbiegał po schodach, nie dbając o zachowanie ciszy, nie martwił się o to, że może zostać zaatakowany. W tej chwili przed oczami miał tylko pomarańczową plamę. Błagał, modlił się, żeby to nie było to, co przeczuwał, niech to będzie cokolwiek, tylko nie to. Gdy się zbliżał, czuł zapach brudu wymieszanego z krwią. Jak wiele osób zginęło tej nocy? Szedł powoli, ze wzrokiem utkwionym w tym samym punkcie. Na policzkach czuł palące go łzy. Już nie miał złudzeń. Te ogniste włosy oglądał co dzień przez siedem lat. Odgarnął podartą flagę z herbem szkoły, Ron miał poranioną twarz i zamknięte oczy. Nie wyglądał, jakby cierpiał, chociaż na jego twarzy widać było zaschnięte ślady łez, krew i brud. Harry oderwał kawałek swojej koszuli.
- Aquamenti – szepnął i z różdżki popłynął strumień czystej wody, mocząc materiał.
Harry obmył twarz Rona, była chłodna i bledsza niż zwykle, usta miał sine i wyglądały jak z kamienia. Gryfon usiadł obok najlepszego przyjaciela i schował twarz w dłoniach, starając się nie krzyczeć. Wokół było zimno i ciemno, a Harry musiał iść dalej, mimo że czuł, jakby się rozpadał. Nie mógł zaczerpnąć tchu, a nogi miał miękkie i bał się, że się przewróci, ale musiał wstać i zrobić to, co do niego należało. I kiedy już miał ruszyć dalej, potknął się i prawie upadł. Spojrzał pod nogi i nie mógł już tego znieść, niemal przewrócił się o czyjąś stopę. Stopę, która nosiła pantofel Hermiony… Harry załkał żałośnie i kawałek po kawałku, drżącymi rękoma, odgarniał gruz z ciała przyjaciółki. Jej włosy były rozsypane dookoła głowy, a usta pokaleczone, ale otwarte, jakby właśnie chciała wymówić zaklęcie. Kurczowo ściskała dłoń Rona. Gryfon cofnął się i oparł plecami o kolumnę, krzyczał głośno, póki nie zabrakło mu tchu, jakby ktoś właśnie wyrywał serce z jego piersi. Nie mógł dłużej powstrzymywać płaczu, łzy płynęły jedna za drugą, mocząc szyję i kołnierz koszuli, zmywały z twarzy kurz i zaschniętą krew. Wśród zgliszczy Harry rozpoznał jeszcze wielu przyjaciół i znajomych, czuł, że umiera. Jego dusza się rozpadła i nie miał już dla kogo walczyć. Cierpienie nie pozwalało mu zaczerpnąć oddechu, ale nie martwiło go to. Mógł tutaj zostać i umrzeć jak inni. Och, jak bardzo pragnął tego w tej chwili! Na tym świecie nie było już ani jednej osoby, która po wszystkim dałaby mu tę siłę, której potrzebował, by zacząć żyć na nowo i… Zaraz. Była taka osoba. Jedna jedyna, o której Harry zapomniał. Czekała na niego w bezpiecznej kryjówce. Harry zerwał się na nogi gotów sam szukać Voldemorta. Chciał go zabić i jak najszybciej wrócić do Draco, nie miał w ogóle pojęcia, ile czasu trwa już to wszystko, a Ślizgon był tam zupełnie sam! Chłopak biegł korytarzami Hogwartu, wrzeszcząc i nawołując swojego największego wroga. Drzwi do jednego z pomieszczeń były otwarte i Harry nie chciał tam iść, a mimo wszystko nogi same powiodły go w tym kierunku. Czuł znajomy zapach – mieszanka czereśni i pieprzu. Zatrzymał się na chwilę i wiedział, co to oznacza. Dracona nie było w kryjówce. Był tutaj.

Harry wpadł do pomieszczenia, które kiedyś było pełną wrzawy klasą obrony przed czarną magią, teraz ziała chłodem i wilgocią, a kamienną posadzkę pokrywała gruba warstwa pyłu. Draco siedział z opuszczoną głową na skrzyni, w której kiedyś Lupin trzymał bogina.

- Nigdy więcej mi tego nie rób! – wrzasnął. – Nie możesz tak po prostu… – dodał niepewnie i podbiegł szybko do Ślizgona, który w tym samym momencie przechylił się i uderzyłby głową o zimną posadzkę, gdyby Harry go nie złapał. Upadł na kolana, a dookoła wzniosła się gęsta chmura od lat zalegającego pyłu, wyglądała jak poranna mgła. Gryfon nie przejął się przeraźliwym chłodem ani nawet bólem, jaki powodowały wbijające się w jego drżące kolana kamienie. Trząsł się cały ze strachu i złości, a w uszach huczał mu dźwięk własnego tętna. Oddychał płytko i nierówno, jakby to zmęczenie nie pozwalało mu zaczerpnąć tchu, a nie panika ściskająca gardło.

Z pełnym namaszczeniem pogładził prawie białe, aksamitne włosy połyskujące w świetle nocy, starając się włożyć w to tyle uczucia, ile tylko zdołał. Próbując tym gestem wyrazić wszystkie przeplatające się ze sobą emocje. Robił to delikatnie, jakby leżąca przed nim postać była jedynie snem, kimś, kto tak naprawdę nigdy nie istniał. Harry bał się, że zniknie, a wtedy rozzłościłby się jeszcze bardziej, bo te ostatnie, ulotne chwile zostałyby mu odebrane. Pożegnanie, którego tak pragnął, odeszłoby na zawsze razem ze wspomnieniem tych wszystkich pięknych chwil, jakie przeżyli w ciągu ostatniego roku w Hogwarcie.

W umyśle miał niemal zupełną pustkę. Pytania, które do tej pory nie dawały mu spokoju, wypalały dziury w głowie i uporczywie domagały się odpowiedzi, odpłynęły, nie dręcząc go już więcej swoją obecnością. Pozostała tylko cisza. I to jedno, wciąż powracające jak bumerang imię. Tykało jak wskazówki zegara. Natarczywie, miarowo, głośno, odbijając się z głośnym echem od ścian umysłu.

Draco, Draco, Draco…

I to była jedyna rzecz, o jakiej nigdy nie chciał zapomnieć. O jakiej nie śmiałby zapomnieć.

Pocałował wargi, które do niedawna kontrastowały z mlecznobiałą, nieskazitelną skórą, które kiedyś były gorące i rozkosznie miękkie. Ostatnim razem nie umiał się powstrzymać, żeby ich nie dotknąć, nie zderzyć ze swoimi. Takich ust się nie zapomina. Nawet teraz, kiedy były zimne i skamieniałe, pozostawały piękne, a Harry nie mógł powstrzymać się od złożenia pocałunku, mimo że wiedział, że te wargi już nie oddadzą pieszczoty.

- Dostaliśmy zbyt mało czasu - jego głos zadrżał, a po policzku stoczyła się samotna łza, która spadając, odbiła blask księżyca. Harry zamknął oczy, nadal gładząc włosy chłopaka. Był spokojny, trochę otępiały, ledwie docierał do niego dźwięk kroków, ale nie zareagował. Czuł się szczęśliwy, na jego ustach błądził lekki uśmiech. Pochylił się nad blondynem. Będzie tęsknił. Jak przerażająca wydała mu się ta wizja w obecnej chwili.

- Za nas – szepnął tak, by jego głos sięgnął tylko uszu Dracona. Gorący oddech Harry’ego odbił się od lodowatej twarzy ślizgona.

Zanim zdążył pomyśleć, jego dłoń sama, jakby kierowana przez różdżkę, wycelowała prosto w kroczącą z tyłu postać. Trysnęło oślepiająco zielone światło, Harry nawet nie musiał wypowiadać zaklęcia na głos. Wystarczyło, że włożył w nie całą swoją nienawiść do Voldemorta i miłość do wszystkich, którzy zginęli. Do rodziców, Syriusza, Dumbledore’a, Rona i Hermiony, Draco i całej reszty, która wcale nie musiała oddawać życia. Teraz będzie normalnie. Będzie dobrze. Blask avady odbijał się w okularach Harry’ego, a on sam ze spokojem patrzył, jak Voldemort, całe jego zło i terror, którym zatruł świat, obracają się w pył i kiedy to wszystko dobiegało końca, Harry czuł się… wolny. Wolny od nienawiści, wolny od przymusu i presji. Czuł, że nareszcie jest sobą.


***



- Pani profesor? – Harry odezwał się cicho, chcąc zaznaczyć swoją obecność, zanim przekroczył próg gabinetu Minerwy McGonagall.
Kobieta stała przy oknie i spoglądała w ciszy na błonia, chociaż Harry odniósł wrażenie, że tak naprawdę myślami jest gdzieś daleko stąd.
- Pani profesor – powiedział trochę głośniej.
- Ach, pan Potter – odparła zaskoczona i uśmiechnęła się, ale uśmiech nie sięgał jej oczu. – Proszę, zapraszam do środka. Herbaty? – zapytała, a Harry pokręcił głową. Herbata była w tym momencie ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę. – Może ciasteczko? Skrzaty wyjątkowo się spisały, naprawdę, wyśmienite, proszę spróbować.
- Pani profesor, co… - McGonagall nie pozwoliła mu dokończyć, podsuwając talerz z ciastkami.
- Orzechowo-czekoladowe, naprawdę wyśmienite! – Zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi na to, że Gryfon próbuje coś powiedzieć, więc Harry wstał i spojrzał jej w oczy.
- Pani profesor, co teraz? – zapytał stanowczym tonem.
Twarz kobiety nagle wydała się starsza o dziesięć lat, a uśmiech zniknął z twarzy. Spojrzała surowo, a w jej przenikliwych oczach zalśniły łzy. Albo Harry’emu tylko się wydawało, bo kiedy zamrugał, twarz profesor wyglądała jak zawsze.
- Najpierw, panie Potter, trzeba odbudować zamek. Po wakacjach do szkoły przyjadą nowi uczniowie, jak pan myśli, co by zrobili, gdyby zastali to? – zapytała i powiodła rękoma dokoła.
- A co z…
- Z kadrą nauczycielską? Och, proszę się nie martwić. Wszystko będzie gotowe na czas – zapewniła go i uśmiechnęła się słabo. – A co z tobą, Harry? – spytała tym razem łagodnie, w jej oczach czaiła się troska.
Gryfon poczuł ukłucie gdzieś pod sercem. Chciał rozpocząć swoje życie na nowo, ale nie miał pojęcia jak. Co ma zrobić?
- Nie wiem, pani profesor. Może zostanę aurorem? – odparł i uśmiechnął się, po czym wyszedł z gabinetu, nie czekając na odpowiedź.

Poszedł do Wieży Gryffindoru, gdzie już czekała na niego Błyskawica. Wsiadł na nią i odetchnął głęboko. Wyleciał z wieży i od razu nabrał prędkości. Wiatr rozwiewał jego włosy i dmuchał w oczy z taką mocą, że leciały mu łzy. Albo Harry po prostu wolał myśleć, że to przez wiatr. Przymknął powieki, nie patrząc, dokąd zabierze go Błyskawica i czuł się wolny i beztroski, tak, jak tego pragnął.

Chociaż może byłoby lepiej, gdyby z jego ust zniknął ten dziwny gorzki posmak, który tak bardzo przypominał smak żalu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Nie 16:51 , 25 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
harietta
PostWysłany: Nie 17:18 , 05 Sie 2012 
Hellchaser

Dołączył: 01 Wrz 2011
Posty: 1325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bielsko-biała
Płeć: Łowczyni


rany ale fajne sama to pisałas Masq??
normalnie mnie wciagneło tylko czemu wszyscy padli?? Zalamany
ale podobała mi sie wizja Draco/Harry Very Happy słodkie Wink
Masq jest tego wiecej??


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Masquerade
PostWysłany: Nie 18:47 , 05 Sie 2012 
Matka Przełożona

Dołączył: 01 Sty 2012
Posty: 2269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z majtek Savitara
Płeć: Łowczyni


No sama, sama Razz Nie ma więcej, to tylko miniatura Razz A wszyscy umarli, bo ja nie lubie happy endów pisać Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
harietta
PostWysłany: Nie 22:36 , 05 Sie 2012 
Hellchaser

Dołączył: 01 Wrz 2011
Posty: 1325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bielsko-biała
Płeć: Łowczyni


ahaaaa...ale musze przyznac ze opowiadanie godne Wink bardzo mnie wciagneło Smile z mojej strony wielkie gratulacje Padam Wink


chciec wiecej Hyhy nie konieczie o nim Razz o róznych innych tez chetnie poczytam Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez harietta dnia Nie 22:38 , 05 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Idris
PostWysłany: Pią 16:28 , 16 Lis 2012 
Człowiek

Dołączył: 15 Wrz 2012
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Łowczyni


Mnie również się podobało, naprawdę masz talent Smile Powinnaś więcej pisać, ale może spróbuj coś zupełnie swojego. Czasami takie opowiadania są jeszcze lepsze bo bazujesz tylko i wyłącznie na własnej wyobraźni Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.darkhunterfans.fora.pl Strona Główna  ~  FanFick

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach